poniedziałek, 7 maja 2012

Prolog - Zaczęło się od myśli, zakończyło na czynie.


                Pchnęłam lekko zardzewiałą bramkę na moim podwórku i żwawym krokiem ruszyłam ku domowi. Z uśmiechem przekręciłam kluczyk w zamku drzwi wejściowych. Na odkrytych plecach czułam promienie prażącego słońca. Naciskając klamkę, obejrzałam się przez ramię na resztę. Tata przytrzymywał klapę bagażniku granatowego volvo, jego ciemne włosy były przykryte jakby kurzem, przez co ich barwa wydawała się być przyćmiona. Chłodne powiewy wiatru w ten kolejny gorący dzień targały włosami zebranych. Mama powoli wyciągała walizki z wozu po powrocie od babci ze wsi, a mój o rok młodszy brat już mnie ponaglał zniecierpliwiony. Jednak ja nie chciałam odrywać wzroku od roześmianych rodziców, widać, że się kochają. Loren, moja mama, po wyciągnięciu ostatniej walizki, dała tacie kuksańca w ramię i oboje ruszyli w naszą stronę.
- Już otwieram, spokojnie, Christian – powiedziałam powoli i pociągnęłam za klamkę. Zimne powietrze z domu buchnęło mi w spoconą twarz. – Nareszcie chłodek – szepnęłam. Na wprost mnie były drzwi do łazienki, a na prawo kuchnia. Po przejściu przez nią dochodziło się do niewielkiego saloniku, w którym było miejsce jedynie na sofę, telewizor, fotel i kilka kwiatków. Od razu po wejściu do tego pomieszczenia na prawo były otwarte półprzezroczyste drzwi do mojej skromnej sypialni, kilka kroków dalej po tej samej stronie znajdowały się drzwi do pokoju Christiana, a na lewo do rodziców.
Przechodząc przez kuchnię chwyciłam dzbanek, nalałam do niego wody i poniosłam do siebie. Postawiłam go na komodzie, nad którą wsiało duże zdjęcie całej mojej najbliższej rodziny. Po kolei od lewej: dziadek i babcia od strony mamy, moja chrzestna, mama, ja, brat, tata, mój chrzestny, dziadek i babcia od strony taty. U Christiana wisiał podobny obraz, tylko że z jego chrzestnymi.
Do szklanego naczynia włożyłam wiotkie kwiaty, które ładnie komponowały się z otoczeniem. Zmęczona położyłam torbę na krześle przy biurku i oklapłam na łóżko. Leżąc na boku leniwie lustrowałam pomieszczenie. Ściany miały odcień zgaszonej pomarańczy, sufit, framugi okna i drzwi były białe, a na podłodze widniały panele przykryte w niewielkim stopniu włochatym brązowym dywanikiem. Stając w drzwiach mojego pokoju ustawienie mebli można określić tak: po prawej stronie nierozkładane jednoosobowe łóżko, obok którego stoi narożny segment ciągnący się do biurka. Biurko znajduje się na wprost od osoby stojącej w drzwiach, a za nim jest jedno duże okno, a na lewo komoda.
Czułam się zmęczona, powieki ciężko opadały mi na oczy, lecz gdy tylko dotarło do mnie wołanie Ryana – taty – na obiad, natychmiast się podniosłam. Powoli poczłapałam do stołu stojącego w rogu kuchni. Christian rozstawiał talerze, sztućce już leżały. Usiadłam naprzeciwko taty i czekałam aż jedzenie zostanie podane.
- Jutro do szkoły, co? – spytał Ryan.
- No tak, ale mam luz. Zero kartkówek, sprawdzianów itp. – odparłam zadowolona.
- Tak, tak, Cleo. A później jęczysz, że dostałaś tróję, bo rzekomo nie wiedziałaś o zbieraniu ćwiczeń, czy coś – dopowiedział Christian. Loren kończyła nakładać odgrzane jedzenie, które podarowała nam babcia. 
- A ty mi znowu to wypominasz… Zdarzyło się kilka razy, no – prychnęłam i zatopiłam widelec w porcji ziemniaków.
- Smacznego! – powiedziała mama głośno zanim odgryzłam się bratu, tata zaśmiał się pod nosem. Mój wzrok utkwił w jego szczęśliwej twarzy, głębokich dołeczkach na policzkach, rozweselonych oczach…
Niespodziewanie obraz zaczął się rozpływać, budząc mnie do rzeczywistości. Twarz taty rozmazywała się mi w oczach, rozpaczliwie wyciągnęłam dłoń w jego stronę, łudząc się, że choć na chwilę dłużej zatrzymam go przy sobie. Uśmiechnięte twarze rodziny znieruchomiały i zostawały pochłaniane przez gęstniejącą mgłę.  Coraz wyraźniej słyszałam głośne wycie. Senność powoli schodziła mi z powiek. Niechętnie otworzyłam oczy, poczułam mrożący krew w żyłach dreszcz. Mój wzrok początkowo spoczął na zwiędłych kwiatach w szklanym wazonie na komodzie. "Czemu nie może być tak dobrze jak wtedy?" Przemknęła mi szybko myśl po głowie. To było niecałe dwa tygodnie temu... Powoli dotarły do mnie donośne łomoty zza ściany. Gwałtownie podniosłam się z łóżka, odruchowo wyjrzałam przez okno. Ciemne nocne niebo ćwiartowały kolorowe, matowe światła syreny pogotowia. W klatce piersiowej poczułam silny ucisk serca. "Boże, błagam NIE!" krzyknęłam w głębi duszy. Odpychając się od framugi okna rzuciłam się ku drzwiom. Szarpnięciem za klamkę otworzyłam je na oścież. Mój mózg nie dopuszczał do siebie najoczywistszego przebiegu zdarzeń, kalkulował wszystko wolniej niż zwykle. Salon wyglądał, jakby był po huraganie. Sofa przysunięta pod sam ekran telewizora, na fotelu sterty dokumentów, a na podłodze ziemia z wywróconej doniczki. W całym domu paliły się światła. Wparowałam do sypialni rodziców. Kołdra leżała na panelach, prześcieradło było totalnie pogniecione. Kolana zmiękły mi w stawach i odmówiły posłuszeństwa. - Mamo?! - pisnęłam rozpaczliwie. Oczy momentalnie mi się zaszkliły. To nie może być prawda! Ja wciąż śnię! Błagam... Wybiegłam przed dom. Po dzielnicy rozbrzmiewała karetka, zdążyłam zauważyć przed zamknięciem drzwi bagażnika ekipę reanimującą Ryana i szlochającą Loren tuż obok bezwładnego ciała ojca. - Nie - wyszeptałam półgłosem. - Nie, błagam! - wrzasnęłam przeraźliwie, z mych oczu wylał się potok łez. Słone krople bez problemów pokonywały uwypuklenia mej twarzy i wpływały do roztwartych ust. Wóz zaczął się oddalać, a ja chciałam za nim biec, chciałam być przy tacie! Lecz znacznie silniejszy ode mnie Christian chwycił mnie za ramię i objął cicho szlochając. Przyglądał się całej akcji ratowniczej dłużej ode mnie, widział pewnie jak oczy taty powoli gasną... Jednak ja wciąż nie chciałam TU być, z początku mu się wyrywałam, bijąc go w ramię, dławił mój krzyk w swym ciele. Ten stan nie trwał długo, mój umysł po paru minutach czuł się wykończony walką z prawdą, wtuliłam się w pierś brata i donośnie łkałam. Czułam jego bliskość, lecz nie traktowałam jej wyjątkowo. Miałam wrażenie, że on nie odejdzie. Byłam pewna jutra z rodzeństwem. A przecież... pewność jest najbardziej niepewna.
Każdy sąsiedni dom rozświetliły żarówki zapalane przez domowników. Zaniepokojeni ludzie wyszli na zewnątrz, szeptali coś między sobą. Byli niepewni, co powinni zrobić: podejść i nas wesprzeć, czy też zignorować zaistniałą sytuację. Nikt nie podszedł, każdy przyglądał się jak wraz z Christianem płaczę, każdy patrzył na nas, gdy byliśmy najsłabsi.
___
Prolog... Uhh, trochę się denerwuję przed waszą reakcją. Stresa mam haha O.O

+ Jeżeli ktoś chce być informowany niech napisze pod rozdziałem, czy jakoś się ze mną skontaktuje, bo jeżeli czytał stare opowiadanie to się nie liczy, gdyż ja automatycznie wyczyściłam listę :)
@besteeveline




poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Imaginy w moim wykonaniu

Mam napisanych kilka imaginów i dla chętnych tworzę ich listę. Być może co jakiś czas będą dochodziły nowe :)

ZAYN:
http://www.twitlonger.com/show/ghe8mr - 20.03.2012r.
http://www.twitlonger.com/show/greasr - 06.04.2012r.

NIALL:
- http://www.twitlonger.com/show/gl687f - 26.03.2012r.

HARRY:
- http://www.twitlonger.com/show/gimjvh - 22.03.2012r.